Peavey Triple XXX
Gdyby nie było Mesy Dual Rectifier, to pewnie by nie było Peavey XXX, a gdyby nie było Peavey XXX, to nie powstał by Peavey JSX, a gdyby nie było Peavey JSX, to Joe Satriani nie miałby na czym grać :P
Przed Wami Peavey XXX, jedna z najlepszych konstrukcji firmy Peavey. Firmy , która w Europie jest postrzegana nieco słabiej niż producenci głównego nurtu tacy jak Marshall, Fender, Mesa-Boogie czy np Orange. I moim zdaniem zupełnie niesłusznie. Peavey w swojej historii robił już chyba "wszystko", od gitar począwszy, poprzez perkusje, kompletne systemy nagłośnieniowe po wzmacniacze gitarowe a tradycja firmy sięga 1965 roku , więc to już 54 lata możemy cieszyć się sprzętem ze specyficznym logiem.
Takie nazwiska Eddie van Halen , George Lynch czy Joe Satriani powinny wystarczyć za rekomendację. A ja , kierowany swoim starym "klezmerskim" uchem, nigdy bym nie zamienił Peavey Classic 30 na Fendera Hot Rod'a. Taka opcja nie istnieje :) Dawno... dawno temu używałem również Peavey TNT115, combo do basu, które również bardzo mile wspominam.
Peavey XXX to klasyczny trzy-kanałowy hi-gain, Clean, Crunch, Ultra, ceniony za "skuteczność" i "trwałość". To piec z gatunku tych "betonowych", które wystarczy "karmić" od czasu do czasu nowymi lampami, a on odwdzięczy się nam pewnym, bezproblemowym użytkowaniem i dobrym brzmieniem. Dla koncertujących w różnych miejscach "metalurgów" to jedna z najciekawszych ofert na rynku "second hand" , tym bardziej , że była już produkowane wersja druga, to jest Peavey XXX II, będąca de facto Peavey JSX, bo kontrakt z Joe Satriani wygasł. Peavey XXX II był produkowany w Chinach, co już nie jest żadną ujmą, ale przed nami wersja pierwsza tego heada, jeszcze "made in USA".
XXX to relatywnie prosty wzmacniacz. W końcówce mocy klasycznie i trochę "po-Mesowemu" cztery lampy 6L6GC , ale jest możliwość założenia lamp EL34, jeśli ktoś potrzebuje bardziej "brytyjskiego" brzmienia. Odpowiedni przełącznik 6L6/EL34 i potencjometr regulacji prądy spoczynkowego lamp mocy (BIAS) znajdziemy po odkręceniu tylnej osłony. Co ciekawe, na tylnym panelu wyprowadzono gniazda-punkty pomiarowe, umożliwiające sprawdzenie napięcia polaryzacji lamp mocy, więc nie trzeba cokolwiek rozkręcać, by sprawdzić, że z BIAS'em wszystko OK (bądź nie). Peavey dba o serwisantów :)
Końcówka mocy wykręca się na ponad 100W, jak na scenicznego "zwierza" przystało i jest to moc absolutnie wystarczająca w 99,9% zastosowań. Lampy mocy napędza klasyczny inwerter oparty na lampie 12AX7. Przy okazji opisu stopnia mocy wyjaśnię zastosowanie i działanie dość nietypowego przełącznika na tylnym panelu, opisanego jako Feedback Dumper. Ma on trzy pozycje: Tight, Mid, Loose i służy do ustalania ujemnego sprzężenia zwrotnego, czyli Negative Feedback, obejmującego stopień mocy. Brzmi to tajemniczo, ale to bardzo przydatny przełącznik, bowiem wpływa znacząco na charakter brzmienia końcówki mocy.
Często można przeczytać, że Peavey XXX jest zbyt "jazgotliwy" na jasnych głośnikach np Celestion V30. Najprościej było by zmienić głośniki na jakieś ciemniejsze np. ze stajni Eminence, ale można też poeksperymentować z owym przełącznikiem Feedback Dumper. Zmieniając głębokość sprzężenia zwrotnego tym przełącznikiem zmieniamy barwę i sposób budowania harmonicznych przez stopień mocy. W położeniu Loose końcówka mocy ma najwyższe wzmocnienie (nie wolno tego mylić z mocą !!!! ), ale gra jasnym, "ostrym","szklistym" brzmieniem, skoncentrowanym w górnej części pasma. W położeniu Tight wzmocnienie spada o około 30%, ale końcówka ma dużo bardziej płaską charakterystykę, w znacznie mniejszym stopniu uwypukla górę pasma i ma "cieplejsze" brzmienie.
Nieporozumienia w stosowaniu tego przełącznika biorą się stąd, że wiele osób sądzi, że jak "ciszej to gorzej" :) Oczywiście tak nie jest. Zapas sygnału z preampu jest naprawdę spory i zawsze uda nam się wysterować stopień mocy maksymalnie, choć trzeba będzie więcej odkręcić Master Volume. Zamiast więc szukać od razu innych głośników, warto popróbować skorygować brzmienie końcówki mocy tym właśnie przełącznikiem.
Kolejna dobra sprawa związania ze stopniem mocy to wspomniany Master Volume. Działa on w Peavey XXX "globalnie". Można więc ustawić sobie odpowiednie proporcje kanałów Clean, Crunch i Lead, a potem ustawić głośność całości owym Master Volume i w razie potrzeby globalnie skorygować. Jak by się tak rozejrzeć dookoła, to niewiele wzmacniaczy ma taką funkcjonalność, która znakomicie usprawnia użytkowanie tego heada.
Preamp w Peavey XXX jest oparty o trzy lampy 12AX7. To zaskakująco mało jak na trzy-kanałowy wzmacniacz, ale może i to jest "tajemnicą" jego dobrego brzmienia, bo niewiele jest "psujów" sygnału po drodze :) James Brown, konstruktor Peavey XXX uznał, że nie ma co komplikować "prostych rzeczy" i zbudował bardzo dobry preamp minimalizując ilość elementów i maksymalizując efektywność tego układu. W dodatku , w krytycznych miejscach użyto wysokiej jakości elementów , w tym znakomitych kondensatorów amerykańskiej firmy Illinois, co bez wątpienia przekłada się na jakość brzmienia tego wzmacniacza.
W preampie dwa niecodzienne rozwiązania. Pierwsze to aktywny korektor barwy w kanałach Crunch i Ultra, dający specyficzne, bardzo pasujące do charakteru wzmacniacza brzmienie. Większość "reszty świata", w tym Fender, Marshall, Mesa, Orange stosuje klasyczny, pasywny układ regulacji barwy dźwięku, czyli kilka rezystorów, kondensatorów,potencjometrów wpiętych pomiędzy kolejnymi stopniami wzmacniającymi. W Peavey XXX te elementy są umieszczone w obrębie sprzężenia zwrotnego jednego stopnia wzmacniającego i bezpośrednio wpływają na wartość wzmocnienia lampy w danym paśmie w zależności od ustawienia potencjometrów. Daje to finalnie większy zakres regulacji, specyficzny "kolor" brzmienia i bardziej "integruje" regulację barwy dźwięku z charakterem generowanych zniekształceń. W porównaniu do klasycznego, pasywnego układu barwy, który dość "zwyczajnie" koryguję pasmo sygnału, w tym aktywnym korektorze regulacja ma ewidentny wpływ na sam charakter przesterowania. "Słuszne to i sprawiedliwe" :) W Peavey JSX, będącym rozwojową wersją XXX, układ barwy jest taki sam i jak widać, Joe Satriani to odpowiada, więc nam na pewno również :).
Druga nie często spotykana rzecz to pseudo-noisegate. Peavey XXX nie ma klasycznej bramki szumów, takiej z regulowanym Treshold, ale ma układ, oparty na diodach, który wycisza prawie do zera najcichsze dźwięki, w tym i szumy. Zaletą takiego, bardzo prostego, ale skutecznego układu jest jego niesamowita szybkość działania, co pozwala na uzyskanie twardego, agresywnego ataku dźwięku. Ten "patent" również mi się bardzo podoba, i choć "hutnicze" (:)) brzmienia to "nie moja bajka", to doceniam pomysłowość (i skuteczność) Konstruktora. Natomiast trochę przeszkadza brak możliwości wyłączenia tej "niby-bramki", bo czasami chcemy mieć pełne wybrzmiewanie dźwięku "do końca", szczególnie przy niebyt dużym "rozkręceniu" Gain.
Częścią preampu jest także układ pętli efektów, i też niecodziennie, bo oparty na tranzystorach a nie na powszechnie stosowanych wzmacniaczach operacyjnych. Tu kolejny ukłon w kierunku James'a Brown'a za takie podejście do sprawy, bo widać, że chciał w pełni panować nad brzmieniem, a nie zadawać się na "magię" zaklętą w "czegotoniemającym" układzie scalonym. Pętla posiada regulację poziomów Send i Return i w stanie wyłączonym jest zupełnie "wycięta" z toru sygnału za pomocą przekaźnika. Lampowi "puryści" będą zadowoleni :)
Generalnie cały układ elektroniczny budzi wręcz szacunek i uznanie. Nie ma tu żadnych zbędnych "upiększaczy", i wdać, że Konstruktor był skupiony na uzyskaniu jak najlepszego brzmienia przy zachowaniu jakże pożądanej prostoty układu. Moim zdaniem udało się świetnie i ten piec robi to co ma robić. Zwyczajnie świetnie gra :)
Konstrukcja mechaniczna to "off-road'owy beton". Peavey XXX możemy "wycierać" od koncertu do koncertu, od sali do sali, a on gra.. gra... i gra.. :)
Oczywiście pod warunkiem, że mamy w łapkach równie odpowiednią moc, bo Peavey XXX to pełnowymiarowy, duży head ważący prawie 24 kg :)
Raz na kilka lat jakiś mały profilaktyczny przegląd, wymiana zużytych lamp i ten wzmacniacz, niczym "old-timer" będzie z nami na zawsze. :)
Plotka głosi, że Peavey XXX był projektowany jako sygnatura George'a Lynch'a, ale z jakiś powodów do podpisania kontraktu i "błogosławieństwa" nie doszło, a po George Lynch'u została jedynie "dziewczyna z ciężarówki" wytłoczona na przedniej , metalowej płycie :)
Brzmienie... rozpisywać się nie ma co , bo na YT jest tego "na setki", ale jedna rzecz mnie zaskoczyła. Clean. Naprawdę dobry Clean, w trzy-kanałowym hi-gainowym wzmacniaczu !!! . To się naprawdę zbyt często nie zdarza. Dynamiczny, klarowny, "godny" wręcz fenderowskich korzeni. Gdyby się przyjrzeć układowi tego kanału, to jest bardzo podobny o Fendera Hot Rod, ale jakość użytych komponentów, topologia płyty PCB zrobiły swoje i gra to naprawdę dobrze. Kiedy rozkręcimy Gain na max w kanale Clean, uzyskujemy całkiem sensowny, bluesowy sound. Tego po Peavey XXX bym się nie podziewał :)
Brzmienia przesterowane.. Crunch to "Śmierć", a Ultra to "Pacyfikacja Dużego Miasta" :P. Bardzo "mięsiście", twardo (zasilacz swoje robi), dynamicznie, bardzo zwarcie. Peavey XXX "jeńców nie bierze". Aż nawet mnie, zagorzałemu blues-rock-manowi miło się tej metalowej "rzeźni" słuchało :) Ma to swoją klasę i "tyle w temacie" :)
Jeśli jesteś "bezlitosnym szybkobiegaczem" i cenisz sobie "precyzję" i "bezlitosność" wzmacniacza, to Peavey XXX jest dla Ciebie. O ile uda Cie go "namierzyć" , bo z tym zdecydowanie krucho.
Tyle na dzisiaj... :) W kolejce czeka "zabytkowy" Orange 120 z 1976r.
Piec, który ma w zasadzie tylko jedną użyteczną gałką, ale za to jaką ...
Wielkości małego budzika :)
"Do "przeczytania" w następnym "kawałku".. :)
Jeśli ciekawi Cię lampowe "pokaż kotku co masz środku" to polub naszą stronę :)