Peavey 5150 II EVH / 6505
W latach 90-tych Miss Peavey wdała się w romans ze światowej klasy tuzem gitary elektrycznej Eddie Van Hallen'em. Owocem tego namiętnego, choć krótkiego związku (jak to w życiu bywa) było kilka "dzieciątek" noszących w nazwie sygnaturę po sławnym ojcu... :) Niestety, "z kobitami" to różnie bywa. Eddie uciekł w popłochu i porzucił swą światowej sławy konkubinę Miss Peavey, która mimo to, dalej płodziła "dzieciątka" obarczone genami dawnego kochanka... :P
Przed Wami Peavey 6505, czyli 5150 EVH II pod zmienionym "nazwiskiem". Obecnie już kultowy dwu-kanałowy head, o konkretnej, stricte scenicznej mocy 120W. Zastosowanie jest chyba wszystkim wiadome. Ten piecyk "jeńców nie bierze", kanał Clean ma chyba przez przypadek, i generuje mocny, "ziarnisty" przester, rodem z najlepszej rockowej muzy lat 90-tych "made in U.S.A" :)
Peavey 6505 to pełnowymiarowy head, oparty o cztery lampy 6L6GC w stopni mocy i pięć lamp 12AX7 w preampie. Czyli dość klasycznie, jak na wzmacniacz typu hi-gain. Konstruktorom udało się przekonać księgowych, a może zadziałał "urok osobisty" Eddie'go, w każdym razie specjalnych oszczędności w układzie tego wzmacniacza nie widać. Transformatory, głośnikowy i zasilający, bardzo porządne, grzejące się w minimalnym stopniu, bez problemów dające sobie radę z pełną mocą na długich koncertach.
Układ wzmacniacza zawarto częściowo na jednej dużej płycie głównej PCB, zajmującej prawie całe wnętrze wzmacniacza i na dwóch mniejszych płytach PCB, z których jedna zawiera podstawki lamp mocy i kilka elementów wspomagających, a druga układ preampu w lampami 12AX7 zamontowanymi poziomo. W sumie trochę to wszystko "rozrzutne" i dziwaczne, bo na dobrą sprawę udało by się zmieścić cały układ na jednej płycie PCB, ale z drugiej strony mamy bardzo łatwy dostęp do lamp mocy i preampu, co ułatwia ich wymianę. Po podkręceniu zaślepki na tylnym panelu, lampy preampu mamy jak na dłoni. Cały wzmacniacz jest zbudowany bardzo solidnie i nie ma się do czego przyczepić, poza jednym małym "wypadkiem przy pracy" :)
Wzmacniacz trafił do nas z powodu przypadkowo występujących nagłych zmian czułości, zaniku mocy i tym podobnych historii. Jednym zdaniem raz chciał "współpracować", a raz stwierdzał "p...nie robię" :) Piec był niedawno w innym serwisie i niestety nie zidentyfikowano rzeczywistej przyczyny usterki, a "magiczny fluid", Kontakt Spray pomógł "na chwilę".
Usterka okazała się być niestety typową dla tego modelu wzmacniacza. Na dobrą sprawę wystąpi prędzej czy później i to problem typu nie "czy", a raczej "kiedy" to się stanie, jeśli wzmacniacz jest w stanie fabrycznym. Winowajcą jest siedmio-pinowe złącze, które łączy płytę główną wzmacniacza z płytą lamp mocy. Na pinach nr 56 i 60 przepływa prąd zasilający żarzenie lamp mocy. Ten prąd jest całkiem spory, bo prawie 4A podczas normalniej pracy, a w chwili włączenia wzmacniacza jest znacznie większy, bo żarniki lamp są zimne i mają przez to znacznie mniejszą rezystancję niż w stanie nagrzanym.
Na zdjęciach makro dobrze widać korozję punktów lutowniczych kołków tego złącza, a na plastikowej osłonie łączówki widać ślady wytopienia. Efektem takiego uszkodzenia jest zbyt niski oraz przypadkowo się zmieniający prąd żarzenia lamp, co bezpośrednio wpływa na emisję lamp, a to przekłada się właśnie na "dziwaczne" zachowanie wzmacniacza.
Naprawa jest prosta, ale płytę trzeba wybudować z chassis. Trzeba oczyścić punkty lutownicze ze starego lutowia i polutować od nowa. Ale zdecydowanie odradzałbym lutowanie tego miejsca z topnikami na bazie kalafonii. Te złącze jest dość problematyczne i naprawdę musi być zapewniony bardzo dobry kontakt z lutowiem. Polecam lutowanie z użyciem kwasu lutowniczego, który silnie nadtrawia zarówno ścieżkę miedzianą druku jaki i kołek złącza, gwarantując pewność połączenia. Oczywiście po takim lutowaniu trzeba ten fragment płyty umyć izopropanolem, by nie pozostawić pozostałości kwasu na płycie.
Należy również poprawić samą łączówkę złącza. Kable w niej są jedynie zaciskane, co też może spowodować problematyczne działanie. Trzeba wyjąć te dwa piny z plastikowych obudów po obu stronach łączówki, oczyścić i polutować z użyciem kwasu lutowniczego. I na koniec oczywiście umyć. Przed naprawą pomiar mocy wzmacniacza wykazał 78W RMS, po naprawie pełne 120W RMS przy znaczniej poprawie brzmienia wzmacniacza. Wszystko chyba jasne :)
Po takiej naprawie, skoro lampy się "świecą pełnym blaskiem" (:)), warto skontrolować prąd spoczynkowy lamp. Niestety, tradycyjnie już, któryś to Peavey nie ma regulacji prądu spoczynkowego, więc trzeba sobie tą regulację dorobić. Jest dość łatwe. Wycinamy z płyty głównej rezystor R68 o wartości 15k tak aby zostały nam jego końcówki i do tych końcówek lutujemy potencjometr montażowy 50k, ustawiony wstępnie (to ważne) na 15k. Prąd spoczynkowy ustawiamy w okolicach 20-25mA na lampę. Sumarycznie przez transformator głośnikowy bez sygnału powinien płynąć prąd około 100mA. Tak dla informacji.. nie jest potrzebny żaden specjalny przyrząd by zmierzyć prąd spoczynkowy lamp mocy. Wystarczy miernik uniwersalny i trochę sprytu :) Trzeba zmierzyć rezystancję uzwojenia wtórnego transformatora głośnikowego na wyłączonym wzmacniaczu. Po włączeniu wzmacniacza i nagrzaniu się lamp zmierzyć napięcie pomiędzy środkowym odczepem transformatora a końcami uzwojeń. Prawo Ohma było w szkole, więc dacie rady... Jak czujecie, że nie dacie, to lepiej tego nie róbcie :).. Oczywiście dedykowanym przyrządem jest "szybciej i prościej".
Head naprawiony, to trochę o "graniu" tego wzmacniacza...
Peavey 6505 to dwukanałowy wzmacniacz ze wspólną regulacją barwy dźwięku dla obu kanałów. Dodatkowo, przy załączonym kanale Clean można użyć przełącznika "Crunch", który zmienia charakter tego kanału z kanału czystego w przesterowany. Kolejny przełącznik , "Bright", rozjaśniający brzmienie działa tylko w trybie Clean. Każdy z kanałów, Clean i Lead, ma odrębną regulację Gain i Volume. Nie ma natomiast regulacji Master Volume działającej globalnie. Regulacji dopełniają "Presence" i "Resonance", działające w obrębie końcówki mocy, zmieniające charakter jej brzmienia i sposób generowania zniekształceń.
Niestety brakuje dodatkowych "fjuczerów", jak wręcz obowiązkowa w hi-gain'ach braka szumów, a Peavey 6505 do najcichszych nie należy, czy sterowania wzmacniacza poprzez protokół Midi. Na szczęście jest pętla efektów, choć nie jest ona w żaden sposób sterowana oraz nie ma regulacji poziomów. Mamy również wyjście liniowe z preampu, niestety asymetryczne, a "prosiło by się" symetryczne z gniazdem w standardzie XLR. Jak na współczesne wymagania "wyposażenie dodatkowe" wzmacniacza jest bardzo skromne. Ale trzeba też pamiętać, że projekt tego układu pochodzi 1992r, więc wówczas też wszystko wyglądało trochę inaczej.. :)
Fani tego wzmacniacza zawsze będą mieli w razie czego koronny argument. Wzmacniacz ma grać, a nie "mieć features" :P I mają rację, bo ten head bezdyskusyjnie gra. Gra mocnym, "ziarnistym", "gęstym" dynamicznym przesterem, choć z wyraźnym "old school" charakterem. Nowoczesne konstrukcje grają trochę inaczej, ale nie umniejsza to w żadnym stopniu "używalności" 6505 do współczesnych projektów. Te brzmienie to klasyka, a ta zawsze się obroni :)
Jest jeszcze jedna ważna rzecz w tym wzmacniaczu, warta odrębnego akapitu. To pozornie banalne dwa gniazda wejściowe. Hi-Gain i Normal-Gain. Aby zrozumiale wyjaśnić, co za "diabeł" tam tkwi, musimy wrócić do typowego układu elektrycznego gitary. Układ gitary elektrycznej jest "generatorem" sygnału dla wzmacniacza. Ten nasz "gitarowy generator" brzmi najlepiej, to znaczy dynamiczne, "sprężyście", "klarownie", "dźwięcznie", kiedy jest obciążony w możliwie małym stopniu przez "odbiorcę" tego sygnału, czyli wzmacniacz. Dlatego też ogromna większość wzmacniaczy ma dużą impedancję wejściową, w niewielkim stopniu obciążającą układ gitary. Standardowo jest impedancja 1MOhm.
Co się dzieje, gdy silnie obciążymy układ gitary... Brzmienie staje się mocno skompresowane, mało "klarowne", mało dynamiczne. Również charakter przetwornika, jako układu rezonansowego, jest słabo zarysowany... Jednym słowem... "samo ZUO" :) Ale... "Poszukiwacze brzmienia" nie zawahają się przed niczym i "każdy chwyt jest dozwolony". Jest sporo konstrukcji, w których celowo silnie obciąża się układ gitary, by uzyskać "syntezatorowe", "niegitarowe" brzmienie.... gitary.. :) Przykłady? Proszę bardzo... Osławiony Fuzz Face... każdy gitarzysta zna to brzmienie, a jednym z głównych czynników pozwalających uzyskać ten sound to bardzo mała, silnie obciążająca układ gitary impedancja wejściowa rzędu kilku kiloohm ( a "standard" to 1000 kiloohm)... Kolejny przykład... Carvin Legacy Stevie Vai sign... impedancja wejściowa 200k, a brzmienie Vai'a to rzeczywiście jest takie "syntezatorowe"... Następny przykład... Peavey 6505.. :P Tak właśnie !!!!... Wejście Normal-Gain ma impedancję w tym wzmacniaczu zaledwie 44k. Natomiast wejście Hi-Gain ma już "normalną" impedancję 1MOhm. Jeśli więc ktoś podłącza gitarę w Peavey 6505 do gniazda Normal-Gain, a potem mówi, że "Clean jest do du...", to nie ma racji, a jest po prostu niedoinformowany :) Jeśli natomiast mamy gitarę z wbudowanym preampem, choć to rzadkość w "elektrykach", to z gniazda Normal-Gain można korzystać bez degradacji brzmienia gitary.
Podsumowując... Czy Peavey 6505 to dobry wzmacniacz?... Tak ! Tysiące użytkowników nie mogło się mylić... :) A jak on w końcu gra? Tysiące, jeśli nie miliony nagrań dobitnie to pokazują... nie ma sensu opisywać.. Czy warto go kupić... A to już sami sobie na to musicie odpowiedzieć...
Mam nadzieję, że ten post Wam tym pomoże :)