Mesa Dual Rectifier Triple Channel Solo Head
Następca kultowej, dwu-kanałowej "DR-ki" w zmodernizowanej, trzy-kanałowej wersji. "Mroczny przedmiot pożądania" wielu metalowych gitarzystów i "nocny koszmar" serwisantów. Czy ten wzmacniacz zasłużył sobie na taką opinię?
Mesa Dual Rectifier 3CH to następca Mesa Dual Rectifier 2CH, wzmacniacza który był produkowany od 1992r do 2000r w kilku wersjach, z których najgorsza była wersja ostatnia tzw. "revision G", którą produkowano latach 1994-2000r. W końcu do szefostwa Mesa-Boogie dotarło , że nie da się tego dalej słuchać i w roku 2000r światło dzienne ujrzał trzy-kanałowy head, który jest produkowany do dnia dzisiejszego. I w sumie nie wiadomo czy z powodu, że ta dobrze gra, czy dlatego, że Mesa się pomysły skończyły :P
Jak plotki donoszą, wielu sądzi , że Mesa DR 3CH to konstrukcja oparta na Mesa DR 2CH, tyle że wzbogacona o dodatkowy kanał i kilka "fjuczerów". W rzeczywistości tak właśnie jest,. choć nie do końca. Układ kanałów przesterowanych CH2 i CH3 jest wręcz identyczny z układem z Mesa DR 2CH. Dobudowano natomiast kanał CH1, który jest kanałem Clean. I w sumie bardzo dobrze, bo w Mesa DR 2CH coś takiego jak "czyste brzmienie" nie istniało. Gdzieś na panelu Mesa DR 2CH można było znaleźć napis "Rhythm" czy "Clean", ale to "obiecanki-cacanki". Do prawdziwego Cleanu było bardzo daleko.
Na szczęście w Mesa DR 3CH Clean to autentyczny clean. Może nie najwyższych lotów, ale na pewno więcej niż przyzwoity. Zaletą jest również to , że ten kanał posiada przełącznik Clean/Pushed i w pozycji Pushed otrzymujemy taki trochę "staro-rockowy" Crunch. Realnie dodanie nowego kanału CH1 w dużym stopniu zwiększyło uniwersalność Mesa DR 3CH. Zdecydowanie krok w dobrą stronę.
Również kanały 2CH i 3CH posiadają podobne przełączniki-modyfikatory. Każdy z tych kanałów posiada trzy warianty/tryby brzmieniowe: "Raw/Vintage/Modern". W poszczególnych trybach otrzymujemy nieco inny rozkład harmonicznych w przesterowanym brzmieniu, ale nie są to jakieś bardzo duże różnice. W każdym razie zwiększają "szansę" dopasowania brzmienia wzmacniacza do indywidualnych preferencji gitarzysty. Na pewno lepiej, że są takie "fontanny" niż gdyby ich nie było. Resumując,Mesa DR 3CH ma trzy kanały i osiem wariatów brzmień. Jest w czym wybierać, choć stare przysłowie mówi "gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść".. Z drugiej strony celna i niecenzuralna riposta na te przysłowie mówi: "ale jest co ..." :P.iiiiiiiiiiiiii.... :P
Można by się zastanawiać, dlaczego ostatni "wypust" Mesa DR 2CH, ów "revision G", grał de facto źle, a jej następca, Mesa DR 3CH, bazująca na wręcz identycznym schemacie gra o "trzy długości" lepiej. Jest jedna techniczna różnica, która mogła pozytywnie wpłynąć na jakość brzmienia w Mesa DR 3CH.
W Mesa DR 2CH za logikę przełączania brzmień, kanałów itp id odpowiadają tzw LDR'y, czyli elementy optoelektroniczne, składające się z fotorezystora, elementu zmieniającego swoją rezystancję w zależności od oświetlenia, oraz diody LED. Zaletą LDR jest ich relatywnie duża trwałość, mały prąd sterujący, bezgłośna praca. Ale wadą jest szczątkowa rezystancja rzędu megaohm w stanie "rozwartym". A układy lampowe "z urodzenia" cechują się dużymi impedancjami i ta szczątkowa wartość "rozwartego" LDR'a może mieć znaczenie. Coś "jest na rzeczy", skoro Mesa zdecydowała się na ten krok, choć to w jakiś sposób komplikuje układ.
Konstrukcyjnie Mesa DR 3CH to "inna bajka" w porównaniu do Mesa DR 2CH. Nowy model otrzymał zupełnie inną płytę główną. Podstawki lampy mocy, które wraz z elementami towarzyszącymi w Mesa DR 2CH były przykręcone bezpośrednio do chassis, a elementy polutowane do wsporników, obecnie mają swoją odrębną płytę PCB. Również wszystkie elementy umieszczone na tylnym panelu też są lutowane do płyty drukowanej. Główna płyta PCB jest połączona z innymi płytami kilkoma taśmami i złączami wielostykowymi, Typ złącza jest identyczny jak w np Peavey 5150 czy wielu modelach Fendera. Natomiast krytyczne połączenia, jak układ żarzenia, napięcia anodowe są lutowane bezpośrednio do płyty. To zdecydowanie lepsze rozwiązanie niż jakiekolwiek złącza. Nie dalej jak wczoraj kolejny Peavey po naprawie wypalonego złącza żarzenia lamp mocy wyjechał z pracowni.
Generalnie jest całkiem spory progres w Mesa DR 3CH w stosunku do starszej, dwu-kanałowej wersji, ale nie obyło się bez sporej "wpadki". Mesa DR 3CH ma "skazę genetyczną", która wystąpi prędzej czy później w normalnie użytkowanym wzmacniaczu. Jest to typowa, czytaj "nieunikniona" wada tego modelu, przynajmniej tych z pierwszych lat produkcji. Być może w nowszych "wypustach" poprawiono tego "bugsa", bo problem jest powszechnie znany i opisywany na zagranicznych forach.. O co chodzi?
W Mesa DR 3CH pierwsze dwie lampy preampu, to jest V1 i V2, są żarzone prądem stałym pochodzącym z dodatkowego prostownika umieszczonego na głównej płycie PCB. Grzejniki lamp V1 i V2 są połączone równolegle i podczas normalnej pobierają pracy około 600mA przy napięciu 6,3V. W prostowniku użyto czterech diod 1N4007 o prądzie maksymalnym do 1A i maksymalnym napięciu wstecznym 1000V. Teoretycznie wszystko się zgadza i nie powinno być z tym układem żadnych problemów.
Niestety tak nie jest. Podczas pracy diody prostownika mocno się grzeją, a są przylutowane bardzo blisko siebie i płyty PCB. Finalnie powoduje to uszkodzenie ścieżek drukowanych, które pod wpływem wysokiej temperatury odklejają się od laminatu. Również laminat czasami zostaje mocno przegrzany, a same diody mogą ulec uszkodzeniu. Co ciekawe, w zależności jak stopnia uszkodzenia tego układu, wzmacniacz może dalej grać, choć z np. z niedogrzanymi lampami V1 i V2 , co oczywiście ma negatywne przełożenie na brzmienie.
Co prawda podobny efekt z rozmysłem wypreparował Eddie Van Hallen, a ten sound nazwano później "brown sound", czyli charakterystyczne ciemne, "miękkie", "gąbczaste" brzmienie przesteru, ale w Mesie chodzi nam jednak o coś zupełnie innego :) :Prawdopodobnie na skutek tego uszkodzenia biorą się tak skrajne opinie na temat tego modelu Mesy. Od "piania z zachwytu",, kiedy z układem prostownika jest wszystko w porządku, do stwierdzeń "okropny muł", kiedy układ prostownika jest uszkodzony, tylko użytkownik wzmacniacza o tym nie wie, no bo końcu piec jakoś tam gra, więc pozornie nic mu nie dolega.
Na zdjęciach widać efekty uszkodzenia tego prostownika. Gniazda diod w laminacie są wypalone, jedna ścieżka odklejona od laminatu i oderwana od punktu lutowniczego. A wzmacniacz trafił do nas "na przegląd" , a nie jako uszkodzony (!). Właściciel informował tylko o tym , że czasami trochę dziwnie brzmi.
Niestety naprawa tego uszkodzenia wymaga demontażu głównej płyty PCB z chassis, co nie jest ani łatwe, ani przyjemne. Nie bez powodu wzmacniacze Mesa-Boogie okrzyknięto "nocnym koszmarem" serwisantów. Układy Mesy są rozbudowane, montaż elementów gęsty, w dodatku maska opisowa często zasłonięta przez same elementy, więc np. dopóki nie wylutujesz rezystora, to nie dowiesz się jaki ma numer ten rezystor w/g schematu. Napis jest dokładnie pod rezystorem i nie jest widoczny. Mesa-Boogie dość "wrednie" się naprawia i nie każdy serwis podejmie się naprawy.
Uszkodzony prostownik oczywiście naprawiono, brakujące ścieżki zastąpiono srebrzonym drutem miedzianym tzw. "srebrzanką". Nowe diody są dokładnie tego samego typu jak oryginalne montowane przez Mesa, ale polutowane są bez obcinania wyprowadzeń, by odsunąć je możliwie jak najdalej od płyty PCB.
Czy ta naprawa zmieniła "cokolwiek" w brzmieniu wzmacniacza? Jak by nie było ten egzemplarz dotarł do nas w stanie "sprawnym", no bo przecież jakoś grał. Wzmacniacz po naprawie odebrał jeden z członków zespołu w drodze na próbę, więc poprosiłem jakąś informację bezpośrednio z próby, bo realny test w grającej kapeli to najlepszy sprawdzian. I rzeczywiście po jakiś dwóch godzinach dostałem PW od właściciela wzmacniacza , które pozwolę sobie zacytować: "Genialnie!!!, Stałem na skraju przepaści - już myślałem ze Kemper a tu powrót Mesy w wielkim stylu - Panie Igorze dziękuję za full profesjonalizm " Koniec cytaty :)
Jak się okazuje, utrzymanie w pełnej technicznej sprawności tego modelu jest dość krytyczne dla jego brzmienia. Sprawę trochę komplikuje fakt, że wyżej opisana usterka pozwala na dalsze używanie wzmacniacza, choć ze "zdegradowanym" brzmieniem. Zanim więc "powiesimy psy" na tym modelu , warto sprawdzić, czy jest on rzeczywiście całkowicie sprawny, co można dojść do fałszywych opinii czy wniosków, grając de facto na uszkodzonym egzemplarzu.
Jak brzmi dobra Mesa Dual Rectifier Triple Channel Solo Head?.. Na YT jest milion próbek , więc rozpisywać się nie ma sensu. Ten model ma wreszcie więcej niż przyzwoity kanał Clean, a pozostałe dwa kanały "jeńców" nie biorą" :) Konstrukcja jest na tyle udana, że jest w dalszym ciągu produkowana , również w wersji 150W z sześcioma lampami mocy w stopniu końcowym, która kosztuje "jedyne" 15 kilo-złotych :)
Mesa-Boogie jako marka jest otoczona pewnym "nimbem doskonałości" i chyba zasłużenie. Produkuje bardzo szeroki "asortyment brzmieniowy" wzmacniaczy i trochę niesłusznie jest kojarzona w Polsce ze sprzętem jedynie "do rzeźni" (:)) Mimo kilku wpadek (a która marka ich nie ma?), są to mimo wszystko świetne wzmacniacze i jak się komuś nadarzy okazja nabyci "po taniości" to "brać i nie pytać" :)
W przygotowaniu największe combo Peavey z serii Classic czyli Peavey Classic 50 212, który przyjechał do nas prosto po serwisie w firmie Laboga, która "poległa" w naprawie, Mając w pamięci ostatni post o Laboga The Beast Classic polemika może być hymmm... ujmująca :)
Zapraszamy jak zawsze na naszą natywną stronę http://lampiakiserwisleszno.pl , na której znajdziecie nowe jak i starsze posty w wygodnej do czytania formie :) Powolutku kończymy przygotowania związane z nagrywanie próbek brzmień naprawianych przez nas wzmacniaczy, ale będą one z przyczyn technicznych publikowane jedynie na naszej stronie WWW. Zapraszamy :)