Firma Fender w swojej historii miała wiele wzmacniaczy i dosć różnie z nimi bywało.
Niektóre był dość podłe, niektóre dobre czy bardzo dobre, ale zdarzały się też wyjątkowe "perełki", za które tą amerykańską markę tak cenimy. Fender Twin Reverb, Fender Deluxe Reverb, Fender Vibrolux.. o tym modelach słyszał bez wyjątku każdy gitarzysta, a ci , którzy o nich nie słyszeli, widocznie muszą się jeszcze wiele nauczyć...
Można by powiedzieć, że Fenderowi nic więcej do szczęścia nie potrzeba, bo jego oferta topowy wzmacniaczy jest bardzo mocna i cieszy się uznaniem ogromnej rzeszy muzyków. Tym bardziej budzi moje uznanie to , co robił i robi fenderowski Custom Shop, bo przecież nie musiałby. Dzisiaj jeden z takich "wzmacniaczy absolutnych". Fender Twinolux, sygnowany i zapewne używany przez Erica Claptona. Absolutnie bezkompromisowy wzmacniacz, zbudowany chyba w weekend, kiedy księgowi firmy mieli wolne, a inżynierowie Fender po cichu postanowili okraść magazyn. Wzmacniacz, który jest z jednej strony oczywistym powrotem do technologii sprzed 40 lat, a z drugiej strony jest deklaracją Fendera dla "reszty świata" .. "popatrzcie i posłuchajcie.. taki wzmacniacz też potrafimy zrobić"..
Fender Twinolux Eric Clapton był produkowany w latach 2012-2016 w Custom Shop Fendera. Na dzień dzisiejszy jest absolutnym "białym krukiem" i na dobrą sprawę jest zupełnie niedostępny. Według Reverb.com jest wyceniany na ponad 20 000zł ( tak.. zera się zgadzają), ale w zasadzie nie ma czym martwić, bo i tak nikt nie chce tego sprzedać. Na Ebay.com stan 0 sztuk, na Reverb.com też ani jednej sztuki.. Cóż to za Złote Runo nam Fender zmajstrował?...
Piecyk wygląda sobie znakomicie. Nieco mniejszy niż Fender Blues DeVille 4x10 i nieco większy Fender Hot Rod. Przy czym jest chyba jest nieco lżejszy do Hot-Rod'a, bo obudowa Twinolux'a została zrobiona z lekkiej sklejki. Całość obudowy bardzo starannie oklejona charakterystyczną tkaniną Tweed, co natychmiast budzi skojarzenia ze wzmacniaczami w stylu Vintage. Ten nostalgiczny klimat podkreśla ładna, skórzana rączka, idealnie pasująca do całości. Połyskujący, brązowy grill z wplecioną srebrną nicią i emblemat "EC" w prawym dolnym narożniku jednoznacznie buduje obraz ekskluzywnego wzmacniacza i od razu wiadomo, że "tanio nie będzie", bo to coś "trochę" innego , niż wzmacniacze "spod prasy".
A co z tyłu?.. To pierwszy "wrzut", dający pojęcie z czym mamy do czynienia. Dwa świetne, 12'' calowe głośniki Eminence na pełnowymiarowych magnesach Alnico, kosztujące około 1300zł za sztukę, mówią jasno.. to wzmacniacz albo dla bogatych szpanerów, albo zawodowców. Albo dla tych i dla tych.. Przez grill z tyłu obudowy widać lampy.. I to całkiem sporo. Cztery lampy preampu 12AX7, osłonięte aluminiowymi kubkami ekranującymi i jakieś cztery większe szklane bańki. Dwie z nich to lampy prostownicze 5U4GB , a kolejne dwie to lampy mocy 6L6GC.
No to czas na najlepsze "kawałki".. Rozbieramy to "cudo".. A w środku w pełni chromowane chassis i to w dodatku zaskakująco małe, niewiele większe niż połowa chassis takiego Hot-Rod'a.. A w chassis... noooo.. "to co niedźwiadki lubią najbardziej", czyli wehikuł czasu. Można by sądzić, że ten wzmacniacz wykonano ze 40 lat temu, to dokładnie tak wyglądały wówczas wzmacniacz gitarowe. Mając w pamięci wielką "ściemę", jaką uraczył ongiś nas Marshall pod postacią wzmacniaczy Astoria, to w Fender Twinolux Eric Clapton żadnej "ściemy" nie ma. To autentycznie "stary" wzmacniacz, tyle, że zbudowany współcześnie.
Wszystkie elementy są przylutowane do mosiężnych "oczek", wprasowanych w podstawę z twardej tektury, zaimpregnowanej jakimś "magicznym fluidem". Wypisz, wymaluj lata 70-te ubiegłego stulecia. Wszystkie połączenia wykonano całą masa dość grubych przewodów, mających przetrwać kolejną wojnę światową. Całość zmontowana bardzo "pancernie" i na dobrą sprawę, nie ma się co tu zepsuć. W oczy rzuca się bardzo duży nakład pracy przy wykonaniu takiego wzmacniacza. W środku chassis jest bardzo ciasno i serwisowanie takiego współczesnego "reliktu" jest średnio przyjemne. Wszyskie komponenty do bardzo dobrej klasy, ale też trzeba uczciwie przyznać, że żółtych kondensatorków rodem z Mallroy czy Illinois tutaj nie znajdziemy.
Ale za to od góry chassis jest coś bardzo smakowitego. Fender od lat w swoich wzmacniaczach używa transformatorów produkowanych przez siebie. Ale w tym modelu Fender zrobił wyjątek od tej reguły. W Fender Twinolux zastosował "top-of-the-top" transformatorów, czyli transformatory firmy Mecury Magnetics, będącej niekwestionowanym liderem w rej materii (Hammond to szczebelek niżej). To miedzy innimi daje obraz, że konstruktorzy Twinolux'a "przestali żartować". Lepiej się po prostu nie da.
Kilka słów o układzie elektronicznym, bo rzecz nader ciekawa. Fender Twinolux to jednokanałowe combo, z bardzo prostą regulacją barwy dźwięku, bo tylko Bass i Treble i wbudowanym efektem Tremolo/Vibrato, działającym tak jak w starych Twin'ach, czyli na poziomie końcówki mocy poprzez modulację prądu spoczynkowego lamp. Ten typ Vibrato nie jest może najszczęśliwszy dla lamp mocy, bo wymusza na nich relatywnie duży prąd, ale za to fantastycznie brzmi, zdecydowanie lepiej niż w późniejszych wersjach, gdzie układ Tremolo/Vibrato przeniesiono do preampu wzmacniacz. Ot.. taka wierność najlepszym tradycjom.
Głośność możemy regulować jedynym potencjometrem Gain, a Master Volume w tym modelu nie istnieje. Natomiast zaimplementowano skokową, dwustopniową regulację mocy wzmacniacza, ale w specyficzny sposób. Przy pracy normalnej pracują oba głośniki i wzmacniacz oddaje maksymalnie około 35W. Przy pierwszym poziomie redukcji odłączany jest jeden z dwóch głośników, ale ponieważ rośnie wówczas impedancja, wzmacniacz "skraca się" do około 15W. Przy drugim poziomie regulacji w szereg z głośnikiem jest włączany wewnętrzy Power Brake, które elementy w postaci rezystorów drutowych dużej mocy widać na górze chassis i wówczas wzmacniacz osiąga około 5-7W. Działa to bardzo zgrabnie, choć należy pamiętać, że w żaden sposób nie oszczędza to lamp mocy. Cała regulacja mocy odbywa się "za" transformatorem głośnikowym.
Można by sądzić, sugerując się nazwą, że Fender Twinolux to jakaś ekskluzywna odmiana Fendera Twin Reverb.. nic bardziej mylnego. Układ elektroniczny Twinolux'a ma się tak do Twin'a, jak słoń do słoniny. Kompletnie inna bajka i przy tym bardzo przemyślana i specyficzna. Barwa dźwięku działa kompletnie inaczej niż w Twin i w innych zakresach częstotliwości, przy czym wprowadza znacznie mniejsze zniekształcenia fazy sygnału (nieunikniony efekt w każdej regulacji barwy dźwięku) niż dobrze znana, klasyczna regulacja barwy a'la Fender. Inverter końcówki mocy to coś zupełnie odmiennego nić inverter w Twin i jest bardzo zbliżony do starych konstrukcji Ampega. Jedynie wspomniany układ Tremolo/Vibrato jest rodem ze wiekowych Fenderów. Efektem jest specyficzne brzmienie tego modelu.. jest naprawdę doskonałe..
No właśnie.. jak to finalnie gra?.. Zdecydowana większość wzmacniaczy kojarzy nam się z tzw. "fenderowską szklaną", czyli jasnym, zadziornym brzmieniem, ale jednak dość "lekkim". Brzmienie Fender Twinolux jest równie doskonale dokładne jak w np. Fender Deluxe Reverb, ale znacznie "cięższe", bardzie "tłuste" i masywne. Trochę jak połączenie perfekcyjnym środkiem i górą z klasycznych wzmacniaczy Fendera (i nie mówię tu o słabym Hot-Rodzie) z iście "marshal'owskim", masywnym dołem. Np. rozkręcając potencjometr Bass, jednocześnie podbija się dolne pasmo oraz lekko osłabiane się tony średnie, czy czym pasmo górne zawsze jest "zwiewne i otwarte". Dokręcają Treble nie przewierci nam mózgu na wylot, ale potęguje się efekt "kryształowego i dzwonowatego" brzmienia. Rozkręcając Gain powyżej godz 9-10 Twinolux zaczyna "kranczować". Im więcej Gain, tym bardziej sound jest przesterowany i zawsze dynamiczny, "kopiący" i o ewidentnym, wintydżowym charakterze.
Niewątpliwie udział w tym absolutnie świetnym brzmieniu mają głośniki na magnesach Alnico, które "z definicji" czyszczą sound z "siary" i wprowadzają specyficzną, nazwijmy to "mikrodynamikę". Używam głośników Alnico w swoich piecach od lat, w tym kultowych Blue Bell i Silver Bell ze manufaktury Weber Speakers. Dlaczego tak cenię i bardzo lubię Alnico? Grając na Gibsonie na przetworniku Neck skręcam Volume w wiośle do 1/4 i mam czyste klarowne brzmienie, a na przetworniku Bridge mam Volume na na max. Wzmacniacz ustawiam na dość wysoką czułość, tak aby na przetwornik Bridge był już całkiem solidny przester. I teraz grając na Bridge gram klarownym czystym brzmieniem, a przerzucający przełącznik w wiośle na Neck gram solidnym przesterem. I teraz najważniejsza "magia".. To wszystko się dzieje przy relatywnie niewielkiej zmianie ogólnej głośności. zmiana jest dokładnie taka , by zagrać np solo na przesterze. Działa to tak , jakbym miał jakąś kostkę pod nogą, ale jej po prostu zupełnie nie potrzebuję. Wystarczy mi wiosło kabel i piec. W Fender Twinolux Eric Clapton zrobimy dokładnie to samo. Wzmacniacz przy jednym ustawieniu potencjometrów może dostarczyć całej palety świetnych brzmieć, byle "operator" wiedział czego chce. A Mistrz Eric Clapton wiedział na pewno..
Czy warto kupić ten wzmacniacz?.. Odpowiedź jest oczywista: TAK, ale pod warunkiem, jest Twoja estetyka jest osadzona w klimatach "staro-rockowych". Ten wzmacniacz jest wręcz instrumentem, który odpowiednio używany, pokazuje swoje walory. Podłączanie do niego Helix Line 6 wersja MilionDwieście to profanacja. Za to wyrzucają z dyliżansów. Ale w sumie to nie ma znaczenia .. I tak nikt go nie chce sprzedać...