Echolette M100
Dzisiaj będzie "kącik retro" pod tytułem "Na tym grał Twój Tato" albo "Rock wczoraj i dziś", ewentualnie "Wzmacniacz hybrydowe w Trzeciorzędzie" :)
Ten milutki wzmacniacz , który widzicie na zdjęciach ma już prawie 50 tal, więc więcej niż większość fejsowiczów czytających ten artykuł. Pierwsze egzemplarze tego modelu pojawiły się w 1969r, kiedy ja byłem w drugiej klasie szkoły podstawowej. Tego nawet najstarsi Serwisanci nie pamiętają :)
Echolette M100 to hybrydowy wzmacniacz o mocy około 60W ogólnego zastosowania. "Hybryda" nie jedno ma imię, a w tym przypadku lampowy jest preamp, a tranzystorowa końcówka mocy, czyli dokładnie odwrotnie niż w kiedyś opisywanym combo Orgaphone.. Niemcy to muzykalny naród, i jak widać lubili eksperymentować w każdą możliwą stronę.
Zewnątrz Echolette M100 robi wrażenie. To bardzo ładna i można by powiedzieć ekskluzywna konstrukcja. W sam raz na salony co bogatszych bauerów, by tyrolski volksmusik brzmiał donioślej. Wszystko pod względem designu przemyślane i konsekwentne. Spójrzcie na gałki. Inne po prostu być nie mogły.
Echollete M100 posiada cztery kanały wejściowe o relatywnie sporej czułości i sygnał z gitary jest w stanie bez problemu przesterować układ. Na mój gust, ze wzmocnieniem sygnału z mikrofonu nie powinno być żadnego problemu. Zapewne o okresie swojej świetności Echolette M100 wystarczała w zupełności do nagłośnienia czterech instrumentów, tym bardziej , że w owym czasie 60W to było "coś"...
Na pierwszy rzut oka może zaskoczyć bardzo skromna ilość potencjometrów na panelu. Na kanałach mamy tylko regulację Volume, a barwę dźwięku możemy regulować jedynie na sumie czterokanałowego miksera. Trochę bieda.. i gdzie tu full-wypas S-Klasse ? ...
Ale ale... jak ściągniemy sprytnie zdejmowaną górną osłonę obudowy, to wewnątrz znajdziemy jeszcze cztery regulacje barwy dźwięku, po jednej na każdy kanał...No to teraz Echolette "pokonała system"... Cytując dialog z filmu "Kler".. "złote, a skromne".. Jest S-Klasse :P
Preamp oparto na czterech "nieśmiertelnych" lampach 12AX7 w bardzo klasycznym układzie, końcówkę mocy na równie "nieśmiertelnych" tranzystorach 2N3055, używanych także w polskich wzmacniaczach Eltron czy Contra. Elektronika jest zmontowana wzorowo, a o jakości użytych elementów niech świadczy to, że prawie 50-letnie potencjometry działają bez zarzutu. "Panie .. i komu to przeszkadzało? " :P
Ciekawostką jest zastosowanie transformatora głośnikowego, choć przecież w tranzystorowej końcówce mocy jest on zupełnie zbędny. Trudno powiedzieć czym kierowali się konstruktorzy, stosując dość kosztowny element, który z natury pogarsza pasmo i dynamikę. Może chcieli w ten sposób jeszcze bardziej "ulampowić" brzmienie ten konstrukcji.. Kto wie.. Ale jak się bliżej przyjrzeć sprawie, to wygląda na to , że użycie transformatora był podyktowane zwiększeniem uniwersalności wzmacniacza w kontekście "obsługiwanych" zestawów głośnikowych.
Obecnie w tej materii mamy względny porządek. Zestawy głośnikowe mają 4, 8, 16 Ohm impedancji i konstruktorzy wzmacniaczy mają ułatwione zadanie. Ale nie zawsze tak było. Dawniej , kiedy głośniki były drogie, paczki montowany z różnych "wynalazków" i finalnie impedancje zestawów głośnikowych były bardzo różne. Dzięki zastosowaniu transformatora głośnikowego Echolette M100 mogła "obsługiwać" bardzo różnie zestawy. Na tylnym panelu jest przełącznik impedancji wyjściowej o wartościach 3,5 / 5 / 8 / 15 / 20 Ohm.. Dzięki temu do Echolette M100 można było podłączyć "cokolwiek" i zawsze wzmacniacz grał optymalnie :)
Wzmacniacz trafił do nas na lekką reanimację, wymianę lamp i tym podobne historie. Generalne stan wzmacniacza jest zaskakująco dobry i jak sobie pomyślę , co dzisiaj można kupić w sklepach muzycznych.. to nie chce mi się myśleć, a tym bardziej kupować :)
Najfajniejsze w tym całym "lampowym serwisowaniu" jest to, że kiedy naprawię jakiegoś "oldtimera", to mogę sobie pograć "brzmieniem z epoki".. Trochę taki Wehikuł Czasu.. No to gramy soundem sprzed 50 lat..
I jest ciekawie.. Brzmienie jest miękkie, bardzo ciepłe, ale jednocześnie bardzo szczegółowe i fantastycznie "klimatyczne".. Na mój gust cenny piecyk do studia nagraniowego. Brzmienie przesterowanego preampu w kontekście dzisiejszej estetyki dość paskudne, ale gdyby trzeba było zagrać "Johnny be good" w wersji oryginalnej, to ten piecyk sprawdził by się znakomicie. Piecyk bez problemu wykręca się na prawdziwe 60W RMS i jest pełen wigoru niczym Mick Jagger. Bez wątpienia Echolette M100 ma "to coś".
Cóż... kolejny "Zabytek" uratowany.. Bardzo lubię takie naprawy i łatwo się nie poddaję :) .. A przede mną kolejne i trudne wyzwanie. Na stole mam "polskiego Vibroluxa", czyli Fonica W701. 15-watowe combo z "zamierzchłych czasów" z wbudowanym tremolo, którego Fender mógłby pozazdrościć, bo zbudowane w oparciu o lampę elektroluminescencyjną tzw. "magiczne oko" i fotorezystor. Wkrótce relacja z "palcu boju" ::) ..
Zapraszam również na stronę http://lampiakiserwisleszno.pl , gdzie wygodnie znajdziecie starsze artykuły i do "polubowywania" naszego profilu :)