Pearl Sun Flower
Czyli Fender Silverface Twin "na tranzystorkach", zrobiony w Kraju Kwitnącej Wiśni równe 44 lata temu :)
Firma Fendera zaczęła swoją przygodę ze wzmacniaczami opartymi na półprzewodnikach już 1966r... Ale "pierwsze koty za płoty"... wczesne "krzemowe" wzmacniacze Fendera okazały się bardzo awaryjne. Również użytkownicy, przyzwyczajeni do lampowych konstrukcji niezbyt dawali sobie rady z użytkowaniem ówczesnych najnowszych technologii..
Rozgrzany "do czerwoności" tranzystorowy wzmacniacz nie budził u nich obaw, bo przecież "to chyba normalne" i tak "szczyty technologii" padały jeden za drugim... W końcu w 1971r Fender się "poddał" i definitywnie zakończył produkcję pierwszych wzmacniaczy tranzystorowych w swojej historii...
I tu wracamy do Kraju Kwitnącej Wiśni.. W latach 70-tych japońskie firmy muzyczne kopiowały "wszystko jak leci" i de facto ich poczynania niczym nie odróżniały się wówczas od tego, co współcześnie robi pewien kraj położony nad rzeką Huang-He :) Rynek był zalewany przez japońskie "stratocastery", "telecastery","gibsony" ... itp itd.. W końcu za wzmacniacze też się zabrali, tym bardziej, że Fender "odpuścił" temat... :)
I tak japońska firma Pearl w 1974r rozpoczęła produkcję wzmacniacza pod nazwą Sun Flower, wyglądającego wręcz identycznie jak Fender Twin Silverface, ale jak to z podróbkami bywa, w środku było niekoniecznie to, co w oryginale. Może nawet więcej... "Wnętrzności" tego wzmacniacza z oryginałem nie mają nic wspólnego...
Sun Flower to w pełni tranzystorowe (brzmi dumnie... prawda? :) ) combo, produkowane w dwóch wersjach: 100W i 60W, wyposażone w dwa głośniki 12cali również japońskiej produkcji, prawdę mówiąc nie najgorsze. Gdyby nie logo Peerl na siatce maskującej, z odległości kilku kroków można by być pewnym, że to "Fender orydżynal". Wzmacniacz trafił do nas z powodu kilku drobnych usterek. A to przełączniki trzeszczały bądź nie działały, a to reverb "is dead" i tym podobne historie. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że ten egzemplarz ma już 44 lata , bo pochodzi z 1975r, czyli i tak jest o "dwie długości" lepszy niż pierwsze tranzystorowe "wynalazki" Fendera, bo... jednak ciągle gra :)
Po wyciągnięciu chassis załącza się nam "time machine" i cofamy się w czasie o prawie pól wieku. Całość wzmacniacza zmontowano na kilku jednostronnych płytkach laminatu papierowo-fenolowego, bo z tego materiału te "archaiczne" płytki miedziowane były wówczas wykonywane. Laminat epoksydowy to nie w tej epoce :) Ścieżki "drukowane" poprowadzone, można by dziś powiedzieć, chaotycznie, ale wówczas projekty PCB powstawały ręcznie, za pomocą "głowy" projektanta, a nie programów typu CAD. W każdym razie działać... działa.
Właściciel wraz ze wzmacniaczem wręczył mi oryginalny, mocno pożółkły wydruk schematu wzmacniacza, który był fabrycznie dołączany przy zakupie. Dzisiaj jest to nie do pomyślenia i wszyscy producenci zazdrośnie strzegą swoich tajemnic. Idzie muzyk do sklepu a tu Pentagon :)... Ne o take Polske walczylim... :)
Schemat schematem, bardzo dobrze, że jest, ale na płytkach PCB żadnej maski opisowej oczywiście w owych czasach nie drukowano. Trzeba było więc po ścieżkach "rozszyć" układ i tak "powoli, po ścianie, każdy się dostanie", i piecyk przywrócono do "dawnej świetności"...
Sam układ elektroniczny Pearl Sun Flower, piecyka "made in Japan designed by Fender" okazał dość interesujący, a w jednym miejscu nawet nietypowy i bardzo pomysłowy... ale zaczniemy od końca, czyli od końcówki mocy. To klasyczny tranzystorowy stopień oparty na dwóch komplementarnych tranzystorach mocy. Bardzo podobne rozwiązania stosowano w polskich produkcjach, np. wzmacniaczy Eltron czy Contra (ktoś to jeszcze pamięta? :)). Źródło zasilania stanowi całkiem spory zasilacz z porządnym transformatorem.
Prearl Sun Flower, podobnie jak Fender Twin, jest wzmacniaczem dwukanałowym. Pierwszy kanał dostarcza podstawową regulację czyli Gain, Bass, Middle i Treble, a kanał drugi to już znacznie większy "wypas", bo mamy dodatkowo efekt Vibrato, taki jak np. w Fender Vibrolux oraz sprężynowy reverb. Efekt Vibrato może nie jest tej klasy jak w lampowym Fenderze, ale całkiem, całkiem... Natomiast reverb ma dość dobrą elektroniczną, natomiast sam napęd sprężyn to krótki, dwu-sprężynowy moduł, moim zdaniem raczej słaby... Ale jak ktoś sobie ceni ten piecyk, to zawsze może wymienić ten moduł na jakiegoś porządnego Accutronics'a
Oba kanały są całkowicie autonomiczne, a nawet stanowią dwie oddzielne płytki PCB. Można więc eksperymentować ze spinaniem kanałów za pomocą krótkiego kabla jack-jack, bo kanały mają po dwa gniazda wejściowe. Co interesujące, oba kanały zostały zbudowane o tranzystory Mosfet, które charakterem pracy są trochę podobne do lamp elektronowych. Dzięki temu uzyskano interesujące, dobre brzmienie, lepsze niż w klasycznych konstrukcjach opartych o normalne tranzystory bipolarne. Sound wiosła nie jest tak "sterylny" jak niemiecka pielęgniarka, a zdecydowanie bardziej "uroczy", jak japońska gejsza :).
Każdy z kanałów posiada przełącznik, opisany "Bright", który robi coś zupełnie innego niż to, czego można by się spodziewać po opisie. W "Fender orydżynal" było "Bright", więc potomkowie samurajów, wierni tradycji, też robili "Bright". Tak naprawdę jest "Boost", i to spory. Technicznie po użyciu tego przełącznika w tor sygnału jest "wpinany" dodatkowy stopień wzmacniający, będący pewną "perełką" w całym układzie wzmacniacza. Zdjęcie fragmentu schematu w galerii.
Ten dodatkowy stopień wzmacniający to taki "ulampiawiacz brzmienia". Prawdę mówią, pierwszy raz widzę takie podejście do tematu. Stopień ten zawiera specyficzne filtry oparte na kondensatorach i indukcyjnościach, kształtujące pasmo wzmacniacza tak, aby symulować "lampowe brzmienie". Co więcej, przy pełnym "rozkręceniu" Gain, ten stopień zaczyna generować przesterowanie i dzięki tej nietypowej, specyficznej korekcji idzie mu to całkiem składnie...
Po naprawie wszystkich niedomagań przyszedł czas na małe testy brzmień. Niestety nie mam japońskich gitar, więc musiałem użyć amerykańskich, testy więc mogą być mało miarodajne :)..
Generalnie.. piecyk ma niezłe "kopyto".. "Fender orydżynal", czyli Fender Twin to "killer", ale temu też nic nie brakuje. Mocy raczej nikomu nie zabraknie.. Pograłem trochę na Stracie, trochę na Gibolu, trochę na ukulele (:)) w różnych ustawieniach kanałów i powiem Wam, że w moim prywatnym rankingu "tranzystorowców do gitary" stawiam ten wzmacniacz w ścisłej czołówce. Nie często spotyka się tak dobrze brzmiące "tranzystorki". W tej samej lidze pasuję np. stare modele Marshall'a Valvestate czy Peavey Bandit'a. Z tym, że przed chwilą wymienione mają bardziej nasycone przestery, ale Clean z Pearl Sun Flower jest naprawdę bardzo dobry.. Krystaliczny, szczegółowy, o dziwo "ciepły", ale to zaleta wspomnianych tranzystorów Mosfet w preampie..
Drive w tym wzmacniaczu to raczej crunch, ale jak na "krzem" jest całkiem do przyjęcia nawet dla takiego "lampowego ortodoxa", jakim jestem :) Jest o dwie klasy lepszy niż w lampowym Fender Hot Rod ( ten to ma ze mną "krzyż Pański" :)).
Nie tak dawno miałem przyjemność uczestniczyć w jam session, na którym jeden z gitarzystów używał średniej klasy combo firmy Line6... Mając "w głowie" jeszcze te specyficzne (delikatnie mówiąc) brzmienie tego modelera, jestem pewien, że Pear Sun Flower "zjada" tego Line6 "na śniadanie", i to nawet bez włączenia :)
Pearl Sun Flower można obecnie kupić za naprawdę niewielkie pieniądze, bo od 500zł do 1000zł.. Co za to dostajemy? Sporą moc, wystarczającą w praktyce na każdego job'a w każdych warunkach. Bardzo dobre brzmienie Clean, dobrze, choć może dla niektórych za mało nasycone brzmienie Drive, które, choć "tranzystorowe", jak całkiem składne i "klimatyczne"... Wzmacniacz, z uwagi na spory headroom doskonale współpracuje z kostkami pod nogę... Niestety nie ma pętli efektów. Ale jest sprężynowy reverb i całkiem dobre Vibrato.
Jak ktoś szuka dobrze grającego piecyka "po taniości", to warto rozważyć ten model. Gra 5 razy lepiej niż kosztuje... Ze swej strony polecam. :)
A niebawem stareńkie, 100-watowe lampowe combo Ampeg'a oraz (i nawet chyba szybciej bo sytuacja awaryjna), head EVH 50 bardzo znanego i uznanego Gitarzysty, co ma "turbo" w łapkach i na koszulce :)
Zapraszam do "polubowywania" naszej strony. Będziecie zawsze na bieżąco, co się komu zepsuło i co z tego wynikło.. :)