Laney LC50 combo
Mam wrażenie, że Laney w Polsce jest postrzegany jako firma z "drugiego rzędu", choć swoje wzmacniacze buduje od 1967r, więc o brak tradycji posądzać jej nie można. Co więcej, buduje i nie boi się wyzwań, bo chyba jako jedyna na świecie ma w swojej seryjnej ofercie, "przedziwne" jak na gitarowe realia, wzmacniacze w klasie "A" typu Single Ended. Dzisiaj "na stole" Laney LC50, piecyk który "zjada na śniadanie" Fendera Hot Rod'a", a gdyby miał lepszy głośnik, to dobrał by się "do skóry" Fenderowi Super Sonic.
Laney LC50 to dwukanałowe, 50W combo, które w latach swojej produkcji kosztowało okolice 900$, więc należało do segmentu takich wzmacniaczy jak Peavey Classic 30, Fender Hot Rod, Vox AC30C2 i tym podobnych. Z jednym małym ale. Gra nieco lepiej niż Vox AC30C2, lepiej niż Peavey Classic 30, o dwie klasy lepiej niż Fender Hot Rod.
Piecyk dotarł do nas na "nieświecenie się lampkuf" :).. Awaria była dość poważna a przyczyną wada na poziomie projektu. Wypaliło się złącze, łączące przewody z transformatora z płytą główną wzmacniacza. Co prawda samo złącze, o "mądrym" symbolu Molex MLX5557-R10 jest przeznaczone do prądów rzędu do 20A, ale pomysł z zaciskaniem kabli na pinach złącza, zamiast ich lutowania, zemścił się w identyczny sposób jak w niedawno naprawianym Vox AC50CP2.. Miejsce zaciśnięcia przewodu zaczęło się grzać, kostka złącza się "usmażyła", a przewody wręcz upaliło... Jak "legenda w internecie" głosi, to niestety typowa usterka tego modelu. Ale na szczęście wygląda na , że chyba jedyna :)
W środku elektronika wygląda bardzo przyzwoicie. Niezbyt dużą płytę główną, zawierającą większość układu elektronicznego, wspomaga osobna płyta z układem cyfrowego reverbu i płyta z potencjometrami. Połączenia między płytami są zrealizowane za pomocą krótkich łączówek. Całość montażu wygląda bardzo pozytywnie i w zasadzie nie odbiega od dużo droższych konstrukcji.
Elementy są dobrej i bardzo dobrej jakości. Tam gdzie trzeba użyto rezystorów metalizowanych o niskich szumach własnych, wszystkie kondensatory sprzęgające to elementy klasy Orange Drop. Z premedytacją zacząłem szukać
jakiegoś "badziewiastego" kondensatora ceramicznego w torze audio, co się zdarza nawet w duuuużo droższych konstrukcjach.. I nie znalazłem :) Ciekawostką jest zastosowanie toroidalnego transformatora sieciowego w tym wzmacniaczy. W dodatku całkiem sporego, więc gwarantującego odpowiednie "dostarczanie mocy" z sieci energetycznej przy niższej wadze. Zdecydowanie dobry ruch w odpowiednim kierunku.
Prawdę mówiąc, trochę dziwnie to wszystko ostatnio wygląda... Zaciera się wyraźny podział w wykonaniu, montażu, użytych elementów pomiędzy relatywnie tanimi wzmacniaczami a wzmacniaczami seryjnymi w "wysokiej półki". Kolosalne różnice w cenie nie przekładają się na jakieś radykalne różnice w ich konstrukcji. Sądzę, że bardziej tu widać tu wpływ "segmentacji rynku", bo "bogaci" chcą kupować "drogo", więc trzeba im dać "odpowiedni" produkt...
Na szczęście ludzie mają jeszcze uszy.. Choć nie wszyscy.. :)
A nawet więcej.. czasami może się zdarzyć, że sprzęt "średniaczek" gra zaskakująco dobrze, zdecydowanie lepiej niż byśmy się tego spodziewali. I Laney LC50 jest właśnie takim wzmacniaczem... Kiedy patrzyłem podczas naprawy na schemat tego piecyka, to sobie myślałem.. "wreszcie jakiś normalny piec do gitary bez udziwnień i fanaberii..". W układzie jest to, co potrzeba i nie więcej. I tak powinno być Kończąc naprawę sam byłem ciekaw, jak ten piecyk "zagada", bo prosty schemat obiecuje "niezepsute" brzmienie,, a wykonanie wzmacniacza jest bardzo pozytywne, za wyjątkiem tego wcześniej wspomnianego złącza....
No to odpalamy.. Na początek Clean.. Fender Super Sonic ma bardzo dobry Clean. I Laney LC50 ma Clean porównywalnej klasy. Co prawda w Super Sonic mamy jeszcze możliwość zmiany tonalnej kanału Clean, czego w Laney LC50 nie ma.. i pewnie dobrze , bo to nie Fender :). W każdym razie LC50 zaskakuje szczegółowości brzmienia gitary, jego "otwartością", reakcją na artykulację, dynamiką. Jest zaskakująco dobrze.. Jeśli "reszta" Laney gra podobnie, to trzeba będzie zmienić preferencje i zapatrywania :) Kanał Clean ma standardowe regulacje Volume, Bass, Middle, Treble i dodatkowo przełącznik Bright. Pasma są nieco inne niż w Fender czy Marshall, ale całość działa bardzo dobrze..
Kanał Drive.. Fender Super Sonic ma swój "marszałkowy", dobry , "soczysty" przester.. A Laney LC50 ma swój "marszałkowy", dobry, "soczysty" przester. W dodatku w dwóch "smakach". Normal i Modern.. I znów zaskoczenie.. Ten Drive "gada" aż miło... Osobiście mam małą "psychozę" na punkcie brzmienia przesterowanego :) Dla mnie przester musi "umieć" perfekcyjnie "czytać" artykulację, oddawać charakter gitary, nie może "siarzyć",nie może "kłuć w uszy".. Jedni grają tysiącem dźwięków na sekundę, inny grają "brzmieniem".. Zdecydowanie wolę tych drugich.. I jakimś cudem LC50 to robi... sound jest "bogaty", "pełen", wiele się w nim dzieje.. Zrobił na mnie wrażenie.. Drive jest pozbawiony tej brzydkiej "ziarnistości" jaką często można spotkać w tańszych wzmacniaczach, i gra bardzo dobrym, wręcz "szlachetnym", "skrzypcowym" brzmieniem. Bardzo pozytywnie to gra i w swoim natywnym, "lanejowskim" klimacie. Regulacja barwy standardowa, czyli Bass, Middle, Treble o pasmach stricte "marszałkowych".
Z dodatkowych i przydatnych rzeczy mamy jeszcze pętlę efektów i cyfrowy reverb. Pętla efektów ma możliwość zmiany poziomu sygnału o -10db oraz możliwość jej całkowitego wyłączenia z toru sygnału. Pętla jest oparta na wzmacniaczach operacyjnych TL072. Cóż... nie można mieć wszystkiego :) Ale można to "diabelstwo" wyłączyć :) Reverb to cyfrowa symulacja reverbu sprężynowego o dobrym brzmieniu. Całkiem wiernie oddaje charakter prawdziwych sprężyn pogłosowych. Na pewno "in plus"
Wzmacniacz, by nie było zbyt "różowo", ma kilka słabych punktów. Przede wszystkim owe złącze zasilania. Padnie prędzej czy później. Do poprawienia "od zaraz".. Kolejna sprawa to głośnik. Fabrycznie jest zamontowany Celestion Seventy.. To bardzo średni głośnik, który "podcina skrzydła" temu wzmacniaczowi. Grać gra, ale jego "kolor" jest żaden. Jeśli dobry głośnik daje wzmacniaczowi coś "dobrego" od siebie, to w Seventy dzieje się to w stopniu minimalnym. Nie lubię tego głośnika i go nie polubię. Na mój gust do wymiany. Koszt rzędu 500-600zł za głośnik lepszej klasy warto ponieść, bo finalnie uzyskamy bardzo dobry sprzęt za niewielkie pieniądze. Sprawdzałem LC50 na głośnikach Alnico.. Całość grała świetnie. Mógłbym spokojnie postawić tego "sredniaczka" obok Buddy, Twina, Vox AC30 i nie mieć absolutnie żadnych kompleksów.
Tytułem podsumowania...
Ten model niestety nie jest już produkowany. Należało by kogoś za to ukarać :).Jakby dobrze poszukać, to "ostatnie sztuki" gdzieś jeszcze można znaleźć. Laney LC50 zaskakuje swoim wybitnym brzmieniem w swojej klasie cenowej (chyba się zatrudnię w jakimś dziale marketingu :P ).. Wiem, brzmi to jak slogan reklamowy, ale rzeczywiście tak jest.. To taki "rarytas". Kosztuje niewiele a ma potężne "pazury".. Mnie bardzo pozytywnie zaskoczył. Jak macie okazję, koniecznie ograjcie.. Warto !!!