Koch Studiotone XL ST40
Wzmacniacz holenderskiej firmy, która pojawiła się trochę "znikąd", a jej krótka historia nie jest wcale "pasmem nieustających sukcesów". Różnie z Koch Amps bywało, ale seria Studiotone to ich flagowe produkty, a model Studiotone XL ST40 to najwyższy model z tej serii. Świetne brzmiący, bardzo uniwersalny wzmacniacz, ale jednocześnie dość awaryjny, bo "Panowie Inżynierowie" widocznie nie czytali kart katalogowych lamp mocy...
Koch Studiotone XL jest 40-watowym wzmacniaczem,produkowanym w wersji combo z jednym, 12 calowym głośnikiem VG12-60, firmowanym przez Koch'a oraz w wersji head i właśnie ta wersja do nas trafiła. Wzmacniacz został wyprodukowany w rodzimych zakładach Koch'a w Holandii, jak i wszystkie inne konstrukcje tej firmy, co w jakimś stopniu usprawiedliwia relatywnie wysoką cenę produktów tej marki. Niestety fakt produkcji w Europie w przypadku tego egzemplarza nie przełożył się na jego trwałość, ale o tym szerzej nieco później...
Jak się okazuje trwałość a jakość wykonania to dwie różne sprawy, bo ten model wykonany jest bardzo dobrze. Całość głównego układu mieści się na jednej sporej płycie PCB, o "filozofii" takiej samej jak w np Mesa-Boogie, pozwalającej wymienić w zasadzie dowolny element na płycie bez jej wyciągania z chassis, co w znacznym stopniu ułatwia serwisowanie wzmacniacza. Komponenty użyte do budowy są wysokiej klasy, a przynajmniej wyglądają na takie :) Tor sygnału to preamp oparty na dwóch lampach 12AX7, a końcówka mocy zbudowana z jednej lampy 12AX7 jako invertera i czterech lamp EL84, pracujących w tzw klasie "A" z automatyczną polaryzacją (automatic BIAS). Taki stopień mocy jest powszechnie stosowany np w Vox AC30 czy polskim Laboga The Beast 30. Lampy mocy w Studiotone XL są dodatkowo chłodzone przez niewielki wentylator.
W układzie znajdziemy też kilka układów scalonych, które nie są wlutowane bezpośrednio w płytę PCB, lecz osadzone w podstawkach, co pozwala na ich bezproblemową wymianę w razie uszkodzenia. Również z wymianą jakiegoś potencjometru nie ma dużego problemu, bo wszystkie potencjometry przylutowano do odrębnej płyty PCB, którą relatywnie łatwo wybudować z chassis. Całość "od środka" sprawia bardzo dobre wrażenie i jest tej samej klasy co np Budda Superdrive 30 Head. Z drugiej strony ta dbałość o łatwość serwisowania może coś sugerować... :)
Studiotone XL posiada trzy kanały, Clean, Overdrive i Overdrive+, które współdzielą jeden blok barwy dźwięku o standardowych regulatorach Bass, Middle i Treble. Oprócz tych regulatorów do układu barwy dźwięku dodano dwa przełączniki, które znacznie rozszerzają zakres uzyskiwanych brzmień. Są one umieszczone na przednim panelu w sekcji "Voicing". Pierwszy z nich to przełącznik "Mid-Shift"m, zmieniający częstotliwość pasma środkowego. Działanie tego przełącznika zmienia "tonalność" całego korektora i daje w efekcie brzmienie "bardziej fender" lub "bardziej marshall". Drugi przełącznik "Bright" podbija lub tłumi tony wysokie. Oba te przełączniki są zdecydowanie dobrym i przydatnym pomysłem, bo pozwalają na spersonalizowanie działania układu barwy dźwięku pod preferencje użytkownika.
Wszystkie kanały mają odrębne regulacje Volume, a kanały Overdrive i Overdrive + mają współdzielony regulator Gain. Dodatkowo, kanał Overdrive+ ma możliwość za pomocą przełącznika zmiany czułości w trzech zakresach: "L" (low), "M" (mid), "H" (high). Jest całkiem przydatna funkcjonalność, bo zakres regulacji jest naprawdę bardzo szeroki. W pozycji "L" piecyk świetnie nadaje się do rockowego grania, a w pozycji "H" mam już wręcz hi-gain'a.
Na przednim panelu znajdziemy jeszcze regulację nasycenia Reverbu, wspólną dla wszystkich kanałów. Reverb zrealizowano z użyciem modułu sprężyn pogłosowych,napędzanych wzmacniaczem operacyjnym i brzmi on całkiem dobrze, mimo , że moduł sprężyn jest relatywnie krótki. Brakuje natomiast regulacji Master Volume, która w trzy-kanałowym combie była by bardzo wskazana.
Na tylnym panelu też kilka ciekawostek. Oprócz standardowych gniazd pętli efektów, gniazd wyjść głośnikowych i złącza footswitch, mamy wyjście do nagrywania, ale z emulacją kolumny głośnikowej i mikrofonu. Emulację zrealizowano za pomocą prostego układu złożonego z indukcyjności, kilku rezystorów i kondensatorów. Przełącznikami możemy sobie wybrać zestaw 1x12 lub 4x12 oraz zmieniać ustawienie wirtualnego mikrofonu. Oczywiście takiego efektu jak na pluginach DAW opartych o odpowiedzi impulsowe nie należy się spodziewać, niemniej lepsze to niż nic.
Kolejnym dobrym dodatkiem jest wyjście słuchawkowe, wyprowadzone już za transformatorem głośnikowych, więc możemy się cieszyć brzmieniem przesterowanej lampowej końcówki mocy. Używanie wyjścia słuchawkowego jest wspomagane przez możliwość całkowitego odłączenia głośników i użycie wewnętrznego obciążenia stopnia mocy (dummy load), które zabezpiecza stopień mocy przed uszkodzeniem na skutek pracy bez obciążenia. Widać, że Koch pomyślał o użytkowaniu wzmacniacza w warunkach domowych.
Kilka słów o brzmieniu. Tonalność wzmacniacza przypomina Vox AC30 z powodu zastosowanej końcówki mocy o układzie prawie identycznym jak w Vox. Ale preamp to już coś zupełnie innego i wyszła z tego ciekawa, oryginalna konstrukcja. Kanał Clean ma brzmienie bardzo dobre. Szczegółowe, klarowne, czułe na artykulację, o nie drażniącej górze. To ta sama klasa co np Fender SuperSonic, więc naprawdę gra to świetnie.
Kanał Overdrive mnie przypomina przesterowane dobre Fendery i "klimat" tego kanału to zdecydowanie brzmienia "vintage". Z dobrym Stratocasterem jest czego posłuchać. Kanał trzeci, Overdrive+ to już brzmienia "modern". Od stricte rockowego przesterowania do hi-gain' włącznie. Wspomniany już przełącznik czułości robi swoje i można dopasować gain do danej gitary. W pozycji "H" przełącznika czułości kompresja w kanale Overdrive+ jest znacznie większa niż w kanale Overdrive, a przy maksymalnie rozkręconym Gain brzmienie traci trochę na "precyzji". Mnie najbardziej podobało się brzmienie w pozycji "L" i średnim Gain. Gęste, nasycone, bez "siary" i reagujące na artykulację, o charakterze zbliżonym do wzmacniaczy Orange.
Z powyższego opisu można by wnioskować, że Koch Studiotone XL to przemyślany wzmacniacz o szerokiej palecie dobrych brzmień i ponadprzeciętnej funkcjonalności . I tak jest , pod warunkiem , że wzmacniacz jest sprawny.. A z tym to bardzo różnie bywa.
Egzemplarz który do nas trafił ma zaledwie 4 lata. Był kupiony jako nowy i jest użytkowany w komercyjnym zespole coverowym, czyli gra co tydzień po kilkanaście godzin. Koch Studiotone XL kosztuje okolice 4-5k zł, więc klient w tej cenie ma prawo oczekiwać profesjonalnego produktu do profesjonalnych zastosowań. I tu właśnie coś "nie zagrało"...
W ciągu czterech lat ten egzemplarz "zaliczył" dwie awarie końcówki mocy ( spalone rezystory katodowe i finalnie lampy), jedną awarię zasilacza (napuchnięte i wyschnięte kondensatory) ,cztery potencjometry kwalifikują się do wymiany (trzeszczą, przerywają podczas regulacji) a wentylator chłodzący lampy mocy wyje "jak najęty". Nie jest dobrze, a raczej jest źle. Sporo awarii jak na cztery lata użytkowania i w tym trzy poważne. Hymmm... jak kręcę potencjometrami w Mesa-Boogie, które mają lat 15 i pracują wzorowo, to zaczynam rozumieć za co płaci się kupując Mesa, ale przestaję rozumieć za co się płaci w Studiomaster XL :P
Przejrzałem i przemierzyłem dokładnie wzmacniacz i wygląda na to, że pogoni za wyśrubowanymi parametrami za możliwie najniższe koszty inżynierowie z Koch'a mocno przesadzili. Problemem jest końcówka mocy. Jest ona oparta o cztery lampy EL84, pracujące w klasie "A" w których "wykręcono" 40W mocy. Vox AC30, mający wręcz identyczny stopień mocy, osiąga "zaledwie" 30W i jest to raczej górny pułap mocy dla tych lamp pracujących w klasie "A" z automatyczną polaryzacją.
Trochę "matematyki dla muzyków" :) Karta katalogowa lampy EL84 określa w tabeli "limiting values" (wartości maksymalne) całkowitą moc (strat) na 12W, a maksymalne napięcie anodowe na 300V. Są to wartości których zdecydowanie nie powinno się przekraczać, chcąc uzyskać trwałą i stabilną pracę lampy. W Studiotone XL prąd płynący przez pojedynczą lampę mocy to 39mA przy napięciu anodowym 385V, co daje moc na pojedynczej lampie rzędu 15W. Czyli o 20% więcej niż maksymalna wartość określona w karcie katalogowej. Na mój gust, to ewidentne "proszenie się o kłopoty", które jak życie pokazuje, pojawiają się dość szybko.
Czy można coś z tym zrobić? Tak.. da się przez prostą zmianę rezystorów katodowych lamp mocy zmniejszyć moc emitowaną przez lampy do rozsądnych wartości wartości, choć kosztem zmniejszenia mocy oddawanej do głośnika. Ale różnica pomiędzy np 40W a 30W to nie jest tragedia, a warunki pracy lamp mocy znacznie się poprawią.
Inne podejście to konwersja stopnia mocy Studiotone XL pracującego w klasie "A" do stopnia mocy pracującego w klasie "AB" ze stałym prądem polaryzacji. Jest to całkowicie wykonalne w tym modelu, choć jest trochę więcej "zamieszek", bo trzeba dobudować zasilacz napięcia polaryzacji o napięciu około -25V. Zalety pracy stopnia mocy w klasie "AB" są spore. Przede wszystkim radykalnie mniejszy prąd spoczynkowy lamp rzędu 15-18mA, a więc znacznie większą żywotność lamp , uzyskanie mocy w okolicach 50W w sposób bezpieczny dla lamp oraz dynamiczniejsza praca stopnia mocy Takie rozwiązanie, a więc cztery lampy EL84 pracujące w klasie "AB" ze stałym napięciem polaryzacji stosuje np Peavey w modelu Classic 50.
Koch Studiotone XL okazuje się mocno kontrowersyjnym wzmacniaczem. Z jednej strony oferuje dobre czy wręcz bardzo dobre brzmienie i bardzo dobrą funkcjonalność, a z drugiej jego trwałość pozostawia wiele do życzenia. "Kupić.. nie kupić" oto jest pytanie.. :)
W przygotowaniu kultowy już wzmacniacz do basu Ampeg SVT3PRO, a ten konkretny egzemplarz należał kiedyś do basisty LadyPank.
Jeśli interesują ciebie techniczne aspekty wzmacniaczy gitarowych (i nie tylko), to zapraszamy do odwiedzenia naszej strony http://lampiakiserwisleszno.pl i lajkowania naszego fanpage na FB :) Staramy się co tydzień publikować nowy artykuł.. Do "przeczytania" za tydzień :)