Engl Straight 50
Czyli o tym , jak to Niemcy chcieli zrobić Mesa-Boogie. I wyszło im podobnie, jak z Panzerkampfwagen Tiger, czyli przedobrzyli :) Ale się starali...
Wzmacniacz pochodzi z przełomu lat 80/90, a ten konkretny egzemplarz życie miał ciekawe i pełne przygód.
W każdym razie dużo grał, bo świadczy o tym przegrzana soldermaska ,na płytach wzmacniacza i a także miał miał kilka nieprzyjemnych zdarzeń.
Head katalogowo ma moc 50W, wbudowany reverb sprężynowy i dwa kanały, Clean i Lead oraz, według zapewnień Producenta, ma być hiper-mega-uniwersalny. Taki czołg Tygrys i w dodatku amfibia. :P
Jak na używane "nufki" importowane z Niemiec przystało, head był "lekko bity", aż po tylne słupki.. Ale co tam.. się wyklepie... )
Wzmacniacz przeżył wymianę elementów z zasilaczu i większości kondensatorów. I w sumie nic w tym złego, gdyby było to zrobione profesjonalnie, a niestety w tym konkretnym przypadku jakiś Helmut w bawarskiej szopie nie przyłożył się do pracy.. I gdzie ta przysłowiowa "Niemiecka solidność"? ...
Zdjęcia pokazują rozmiar katastrofy. Normalnie Leningrad :) Dobry przykład, jak nie powinno się tego robić. W każdym razie było "dobrze i tanio".. Jak w Lidlu :)
Niestety koszt całkowitego doprowadzenie tego bałaganu do porządku przekraczał założony budżet na naprawę, więc zrobiono tylko najważniejsze rzeczy, by użytkowanie było jeszcze jakiś czas bezproblemowe.
Przede wszystkim umyto wszystkie płyty.. Trudno teraz powiedzieć w jakich warunkach ten head pracował, ale wszystko było oblepione jakiś tłustym kurzem, jak również zdolny niemiecki elektronik do lutowaniu użył pasty lutowniczej, tej samej , jakiej przed chwilą używał do lutowania kanek na mleko od bawarskich krówek .. Tak sądzę :P
Pasta lutownicza i tym podobne mazidła bardzo źle wpływają na brzmienie lampiaka. Jeśli zostawimy tego trochę na płycie, a już szczególnie w układach wejściowych, to efekt "nakrycia wzmacniacza kocem" mamy murowany. Choć z "lutowniczego" punktu widzenia lutowanie jest OK.
Płyty umyte, napięcia bez włożonych lamp sprawdzone, same lampki "nówka-sztuka", no to próbujemy odpalać te niemieckie Wunderwaffe V50 :)
I ruszył.. na początek Clean. Kilka dźwięków na kilku gitarach i wszystko jasne.. Poziom Hot Roda. Ani lepiej , ani gorzej. Czyli do studia raczej nie, ale "Mniej niż zero" w Młynach Dolnych jak najbardziej....
Zaintrygowały mnie też przełączniki nad gałkami zarówno w kanale Clean, jak i Lead. Są to modyfikatory, które załączają dodatkowe elementy, obwody w układzie wzmacniacza. Takie LDR'y "po niemiecku". Można i tak.. I szczerze mówiąc, mają sens. Powalają zmodyfikować brzmienie w kierunku różnych "archetypów brzmieniowych".. Niegłupi pomył, ale, pod dłuższej zabawie stwierdziłem, że to jednak "rozwadnia" charakter wzmacniacza. Myślę, że wolałbym dla przykłady jedno brzmienie Clean, niech to będzie jakieś "fenderowskie", ale za to naprawdę dobre.
Jest w tym wszystkim także aspekt zakupowy. Trudno się do tego wzmacniacza "przymierzyć" . Trochę taki "nie pies , ni wydra". Niby OK, ale w końcu można sobie zadać pytanie "co to jest"?..
Można uzyskać brzmienia "od Sasa do lasa", ale nie są to brzmienia najwyższych lotów.. Jest mocno średnio..
Odpalamy kanał Lead.. No tak... Gdyby Niemcy mieli tyle bomb, ile Gainu ma ten wzmacniacz , to by wojnę wygrali :P ... Przesada.. Brzmienie jest okropnie skompresowane, "bułowate", z "mulącym" dołem, siarzące, nie ma w nim "szlachetności" Mesy czy Marszałka. Niebyt miło się je słucha. Gałka Gain co prawda jest :(:)) , ale zdejmując Gain "klucha" w brzmieniu zostaje. Gdyby był to "ślepy test" , myślałbym , że to jakiś "lepsiejszy" fuzz... O selektywności w "szybkich" riffach można pomarzyć.
Trzeba jednak pamiętać, kiedy ten wzmacniacz powstał i zapewne "estetyka brzmienia" była wówczas inna niż obecnie.
Modyfikatory , czyli owe przełączniki nad gałkami w kanale Lead działają chyba nawet lepiej niż w kanale Clean. Różnice w charakterze brzmienia są większe, choć bardzo słaba dynamika i tak niweczy finalny efekt. "Still got the blues" zagramy na tym w miarę przyzwoicie, ale "Highway to Hell" to już raczej nie.
Przesterowi brak "pazura".
Tak mniej więcej wygląda stan, w jakim head do nas dotarł. Ale trzeba pamiętać, że życie miał ciężkie, wiec nie jest to wykładnią stanu fabrycznego. Widoczne ślady napraw, modyfikacji nie pozwalają na jednoznaczną ocenę tego heada.
Końcówka mocy wygląda na nietknięta, choć płyta PCB końcówki również jest "zmęczona". Zmierzyłem dla zasady moc heada i jak najbardziej zgadza się z danymi z katalogu. Ma pełne 50W. Transformatory, zarówno zasilające i głośnikowe więcej niż przyzwoite. Póki co , tutaj jest wszystko OK.
Wzmacniacz był produkowany aż w sześciu wersjach. Jako dwukanałowy, trzykanałowy, 100W i 50W oraz w wersjach head i combo.
Co ciekawe, na tym wzmacniaczu metalowy gitarzysta, George Lynch, nagrał w latach 90-tych serię lekcji gry na gitarze. Obecnie Engl Straight jest uznawany trochę za "białego kruka". Na portalach aukcyjnych nie ma ich wiele, a raczej mało w stosunku do innych marek, a na wielu forach pojawiają się pytania "co to jest" ten Engl Straight ... :) A przecież to jasne. To w owym czasie "tajna broń" przeciw amerykańskim i brytyjskim najeźdźcom :P
Z Właścicielem uzgodniono uzgodniono przeróbkę kanału Lead w coś bardzie obecnie przydatnego. I to zrobiono :) .. "Wykastrowano" z kanału Lead cały jeden stopień, zrobiono z niego bufor do "napędu" barwy", zmieniono korekcję brzmienia przed stopniem przesterowującym i jest to teraz do czegoś podobne.
Zmieniono też wartości dodatkowych elementów załączanych przez przełączniki, by "pasowały" do obecnej "koncepcji" brzmienia. Trochę "wrednie" się to wszystko robiło , bo poczerniała soldermaska nie pozwalało zobaczyć gdzie idą ścieżki. Gdzieś jakimś cudem wykopałem schemat i tak "powoli, po ścianie... każdy się dostanie.."... :)
Teraz musimy poczekać na opinię Właściciela :) . Na mój gust teraz drive ma ten "ogień", ale Właściciel to zweryfikuje i pewnie podzieli się swoją opinią.
Podsumowując.. wzmacniacz odstający od teraźniejszych wymagań,zbudowany jak "kuchenny robot wielofunkcyjny firmy Philips" i podatny na modyfikacje, bo w istocie jest dość prostym wzmacniaczem.. Końcówka ma power, a całość zmontowana dość solidnie. W razie "W" zmodyfikować się go da, choć super Cleanu nigdy nie będzie. Prędzej uda się uzyskać dobre przestery.
Czy warto go kupić?. Za rozsądne pieniądze pewnie i tak, ale należało by obowiązkowo sprawdzić , czy takie brzmienie nam odpowiada.
Trzeba też pamiętać, to już trochę "wiekowe" konstrukcję i pewne niespodzianki mogą nas czekać..
Ale od tych niechcianych "niespodzianek" jesteśmy My, czyli
Lampiaki Serwis Leszno... :)
Teraz czas przytaszczyć na stół 300W "smoka" Ampeg SVT2 i "ożywić" tą "bestię"... Gdyby piece sprzedawali na wagę, to ten Ampeg byłby najdroższy na świecie :P
Do następnego "kawałka".. :)